sobota, 21 stycznia 2017

Moje cotton balls

Cotton balls? Nie miałam pojęcia co to jest. A jak już się dowiedziałam, to zaczęło się dziać. Dobrze, że było lato, bo w większości działo się na zewnątrz.
Potrzebne były : balony - z tym był duży problem, te za duże, te za jajowate, te za małe, te pękały, a te flaczały zanim kulki wyschły. W końcu trafiłam na takie w miarę nadające się, chociaż po paru dniach też flaczały. Kordonek i to dużo, właściwie cała masa kordonków. Lampki LEDowe - ciepłe białe. Klej - wypróbowałam klej Magic, wszyscy go polecają, mnie  kulki na nim  nie wyszły, może za bardzo rozcieńczyłam, w każdym razie zrezygnowałam z niego. A wybrałam  klej do tapet, duża paka, wydajna, tania i kulki trzymają formę.Teraz tylko czas, pędzelek i miejsce łatwe do sprzątania. Nie wiem, jak to inni robią, że nie nabrudzą za bardzo, ja byłam w kleju od stóp do głów i całe moje otoczenie również. Kolejny rzut próbowałam robić w domu w zlewie, uważałam bardzo, a  i tak sprzątanie potem było irytujące. Jeszcze jakieś miejsce do suszenia 24 godziny i na koniec najfajniejsze - dziurawienie balonów. Powkładać lampki, ja dodatkowo zabezpieczałam nitką i gotowe.
Pewnie, że łatwiej kupić w sklepie, ale ta satysfakcja " zrobiłam sama" bezcenna.

Oto moje kulki:









I jeszcze kilka, tylko nie mogę dokopać się do zdjęć. Gdzieś zaginęły w stosie folderów.

Próbowałam zrobić zdjęcia, aby pokazać niewtajemniczonym, jak pięknie wyglądają świecące cotton ballsy. Niestety zdjęcia wychodzą  nie oddają prawdziwego efektu. Dla przykładu:





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz